Studenci z Malezji chcą studiować na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi

Dział: Łódź

Zagraniczni studenci są zainteresowani studiami na Uniwersytecie Medycznym. Niestety będą musieli zrezygnować z tego pomysłu. Powodem jest niski budżet miasta.

Łódź nigdy nie będzie Krakowem. Budżet naszego miasta nigdy nie będzie mógł liczyć na takie wpływy z turystyki, jakie mają Kraków czy Warszawa. Ale można sprawić, by cudzoziemców i ich pieniędzy było w mieście więcej.

Studiujący w Łodzi medycynę Amerykanin oszczędza rocznie od 10 do 25 tys. dolarów. W zamian otrzymuje wykształcenie nie gorsze od tego, jakie zdobyłby w Stanach. - Przyjechałem tu, bo program nauczania jest podobny do naszego. Do tego Łódź była najtańsza ze wszystkich polskich miast. Nie chodzi tylko o czesne, ale również o koszty utrzymania - mówi Felix Boakye-Agyeman, student ze Stanów.

Jego kolega Steven Lee dodaje: - Mamy dużo zajęć praktycznych. Robimy więcej niż moglibyśmy w jakimkolwiek szpitalu w USA. Wasz system medyczny pozwala stykać się z wieloma przypadkami dziennie. Są procedury, których tu wykonuje się trzy razy więcej niż u nas.Zagraniczny student to dobry interes dla uczelni i miasta. Czesne zmienia się w zależności od specjalizacji i długości trwania nauki. Ale można przyjąć, że uczelnia za każdego zagranicznego studenta, tylko z tytułu czesnego, inkasuje około 60 tys. zł rocznie.

Skoro to taki dobry interes i dla uczelni, i dla studenta, to dlaczego nie widać ich na ulicach? Teraz na Uniwersytecie Medycznym studiuje 350 obcokrajowców, czyli około 4 proc. wszystkich studentów. I to jest wszystko, na co w tym momencie może sobie pozwolić uczelnia. Ale jak przyznaje prof. Paweł Górski, rektor Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, mogłoby ich być trzy razy więcej. Gdyby UM miał warunki, mógłby kształcić ponad tysiąc studentów z zagranicy.

Zostawialiby w mieście ponad 80 milionów zł rocznie. Zarobiliby wszyscy: uczelnia, wykładowcy, sklepy, kluby i puby. - Mam w biurku podania grupy stu Malezyjczyków. Chcą przyjechać i płacić, a ja nie mam dla nich oferty - żali się rektor.

Jeśli bierze się tyle pieniędzy za naukę, trzeba mieć co dać w zamian. Ludzie, którzy spędzą tu sześć lat, muszą dostać przyzwoite mieszkanie, do dyspozycji hale sportowe, baseny, bieżnie i boiska. Potrzebne są kluby studenckie, w których będą czuli się bezpiecznie. Tymczasem uczelni tego wszystkiego brakuje. Jeszcze gorzej sytuacja wygląda ze studiami III stopnia. - Jest wiele osób, które chciałyby robić u nas doktorat. Ale to są poważni ludzie i nie można ich zakwaterować w akademiku w trzyosobowym pokoju - opowiada rektor.

Swoje nadzieje profesor wiąże z powstającym przy ul. Czechosłowackiej Centrum Kliniczno-Dydaktycznym. Wtedy UM stanie się jeszcze bardziej atrakcyjny. Oddanie kompleksu spowoduje, że życie uczelni będzie koncentrowało się tylko w dwóch miejscach: w okolicach CKD i placu Hallera.

Źródło: lodz.gazeta.pl



ostatnia zmiana: 2016-09-02
Komentarze
Polityka Prywatności