AHE chce iść na ugodę i zapłacić mniej wykładowcom

Tag: AHE
Dział: Łódź

Uczelnia proponuje 70 proc. wynagrodzenia, które się należy wykładowcom. - Rozwiązuje swoje problemy naszym kosztem - denerwują się pedagodzy. Ale niektórzy idą na układ, by odzyskać choć część pieniędzy.

Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej jeszcze niedawno groziła likwidacja. Łódzka uczelnia przetrwała, ale wciąż zalega z wypłatami dla byłych wykładowców. Ilu jest winna pieniądze i ile w sumie? Tego nie ujawnia. Ani tego, kiedy odda.

Teraz wpadła na nowy pomysł. Wykładowcy wierzyciele dostali e-mail z zapewnieniem, że władze AHE "podjęły działania w celu realnej spłaty zobowiązań finansowych z tytułu umów cywilnoprawnych". Uczelnia informuje, że "przygotowała szczegółowe propozycje i warunki spłat" i "będzie systematycznie kontaktować się z każdym [wierzycielem - przyp. red.] indywidualnie".

- Wiadomość przyszła w połowie grudnia, a potem cisza - opowiada "Gazecie" jeden z byłych wykładowców (prosi o anonimowość). Postanowił więc sam skontaktować się z uczelnią. Zwłaszcza że AHE jest mu winna kilka tysięcy złotych, które miała wypłacić jeszcze przed wakacjami. - I tutaj przedświąteczna niespodzianka - relacjonuje wykładowca. - Pani, która odebrała telefon, powiedziała, że uczelnia może pójść ze mną na ugodę i wypłacić 70 proc. należnej kwoty. Jeśli się zgodzę, prześle tekst ugody do podpisu. Niewiarygodne!

Jego zdaniem AHE powinna oddać dług w całości. Rzetelnie wywiązał się z umowy, dlaczego teraz ma tracić? - Czy ktoś może zrobić z tym porządek?! - apeluje.

Zapytaliśmy AHE, ile osób zostało objętych ugodą. Co z tymi, którzy jej nie zaakceptują i nie zrzekną się części honorarium? I czy to uczciwa propozycja?

"Władze uczelni przygotowały plan i warunki spłat zaległości wobec dydaktyków i prowadzą indywidualne rozmowy z każdym pracownikiem" - ogólnikowo odpowiedziała w e-mailu Aleksandra Mysiakowska, rzeczniczka AHE. Napisała też, że nie chce informować wykładowców o ich pieniądzach "poprzez media". - Dotychczas przeprowadziliśmy kilkadziesiąt rozmów z pracownikami, podczas których zgodzili się przyjąć zaproponowane warunki - dodała rzeczniczka, kolejny raz przepraszając wierzycieli i prosząc o cierpliwość.

W lipcu 2009 r. "Gazeta" ujawniła, że - według ministerstwa - AHE uczy nielegalnie w punktach rekrutacyjnych rozsianych po całym kraju; że część nauki to fikcja, że brakuje zajęć, wykładowców, odpowiednich sal i bibliotek. I że resort wszczął wobec niej procedurę likwidacyjną. Uczelnia zaczęła się reformować i w październiku ministerstwo tę procedurę umorzyło. Czy może ją wznowić z powodu długów wobec wykładowców albo w jakikolwiek sposób im pomóc? Niestety nie. - Uczelnie prowadzą samodzielną gospodarkę finansową, a takie spory należą do kompetencji sądów pracy - informuje Dorota Dziuba z biura prasowego resortu nauki.


KOMENTARZ
Cudzym kosztem

70 Procent teraz albo cała należność np. w czerwcu? To dylemat, a w obliczu kłopotów uczelni może nawet uczciwa propozycja. 70 procent albo nie-wiadomo-ile, czy w ogóle coś - to stawianie pod ścianą.

Dopóki akademia nie ogłosi, kiedy będzie w stanie oddać pracownikom wszystkie pieniądze, które kiedyś im obiecała, trudno dostrzec w "ugodzie" jej dobrą wolę. Łatwiej dobry, nawet świetny pomysł na oszczędności. Cudzym kosztem.

Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź


ostatnia zmiana: 2016-09-02
Komentarze
Polityka Prywatności